
http://www.forum.agiliscattus.pl/viewto ... f=18&t=650
ale może zacznę od początku:
Devon Rex
Devon rex, jak nazwa wskazuje, pochodzi z Hrabstwa Devon Shire w Anglii, gdzie w 1960 roku doszło do samoistnej mutacji kotów krótkowłosych rasy europejskiej – urodziły się koty o innym nieco wyglądzie i o pofalowanej krótkiej sierści. Prace hodowlane – drogą naturalnej selekcji – doprowadziły do wyhodowania nowej rasy. Devon Rex w 1967 roku został zarejestrowany w GCCF. Poza specyficznym pofalowanym krótkim futerkiem i wyglądem kosmity, devon rexy charakteryzują się też niezwykłym dla kotów wspaniałym charakterem, co mnie szczególnie zaintrygowało. Pierwszym naszym kotem w hodowli była właśnie najwspanialsza przedstawicielka tej rasy – Julia Niunioland*Pl, w domu zwaną Julijką, która, niestety, przegrała bardzo długą i trudną walkę o własne życie i odeszła „za Tęczowy Most” latem 2010 roku. Z nami pozostała jej córeczka Atma (w domu zwana Karolcią), dzięki której łatwiej nam było przeżyć tę stratę.
O standardzie rasy, wyglądzie, można doczytać w encyklopediach. Opowiem jakie devonki są na co dzień. Devon rex to kot, który jest bardziej „psi” niż wszystkie psy, które do tej pory miałam (a było ich naprawdę już sporo

Gdy już gaszę światło, moja kotka też idzie spać. Ale wystarczy, bym z jakiś powodów wstała w nocy, też przerwie sen.
To kot, który przybiegnie do ciebie, wskoczy na ręce, byś go przytulił, pocieszył, bo coś złego się stało, bo coś złego mu się przyśniło. Za wszelkie pieszczoty, za zainteresowanie, natychmiast odwdzięcza się najgłośniejszym w świecie mruczeniem.
Dzięki swojemu bardzo krótkiemu kręconemu futerku, jest ciepły w dotyku, bo jego ciała od ręki nie oddziela warstwa izolującego futra. Przez tę sierść właśnie, a raczej jej brak, jest najbardziej ciepłolubnym zwierzęciem jakie znam. Telewizor, monitor komputerowy, parapet nad grzejnikiem, to ulubione miejsca na koci sen. A jeszcze lepiej – na lub pod moją kołderką…
Devon to z jednej strony żywioł, radość, psoty, ciągły ruch, zabawa, a z drugiej spokój, moc pieszczot i takie cudowne zrozumienie: gdy jestem smutna, pocieszy, leżąc na kolanach i mądrze spoglądając w moje oczy, a gdy ja się cieszę, to i kot ma radochę.
15 maja 2010 r. doczekaliśmy się pierwszych kociąt w naszej hodowli – właśnie devonków. Julijka okazała się cudowną, opiekuńczą matką. Jej dzieci były na pierwszym planie, ale i tak co jakiś czas przychodziła się „pomiziać”, po czym znowu biegła do maluszków. Zachorowała, gdy maluszki miały 8 tygodni… Ze szwami na brzuszku, w kaftaniku, a i tak układała się, by choć wylizać swoje dzieci. Niestety, przegrała walkę o życie. Do dziś nie potrafię się z tym pogodzić, boli, jak strata kogoś najbliższego...
Tak wyglądała:
W tych oczach trudno było się nie zakochać....

A tu z dziećmi - to był pierwszy miot w hodowli

cdn....